Angelie

Usłyszałam jakieś szmery więc nie pozostało mi nic innego jak szybko działać. Podbiegłam do starej maszyny i szybko na nią wskoczyłam. Przebiegłam po kilkumetrowej macie, na końcu wybiłam się ciągnąc ręce ku górze, żeby zwiększyć wysokość wyskoku. Chwyciłam się jednej z rur robiąc obrót o 180 stopni tak, że stałam na niej,a moja głowa ledwo mieściła się, żeby nie dotknąć sufitu. Spokojnie przeszłam po niej żeby móc przeskoczyć na kolejną, która mieściła się zaraz nad wejściem do hali. Sądzę, że facet który mnie gonił usłyszał jak kawałek tynku spadł na posadzkę z dość głośnym echem roznoszącym się po całym pomieszczeniu, który przez przypadek oderwałam od sufitu.
Razem z jeszcze jednym bydlakiem wlecieli do sali.
- Pokaż się! Jeśli wyjdziesz nie zrobimy Ci krzywdy - powiedział jeden z nich,a później parsknął ironicznym śmiechem.
Będzie zabawa.
Miałam już obmyślony plan działania. Stali razem przy wejściu chyba obierając zamiar przejścia w głąb hali. Ale jakoś nie byli zbyt zdecydowani.
Ja natomiast obwiązałam się w pasie grubą długą liną, którą wyciągnęłam z czarnego plecaka i zawiązałam jej końce w odpowiedniej odległości na rurach.
Spuściłam się na linie tak że głową zwisałam w dół zraz za nimi.
- Bu! - krzyknęłam.
Oni tylko podskoczyli przestraszeni,a ja chwyciłam ich głowy zderzając jedną z drugą. Chciałam się nie roześmiać, ale nie dałam rady.
Wciągnęłam się z powrotem na górę, czekając aż w końcu moi przeciwnicy się pozbierają
- Gdzie ona się podziała ? - zapytali niemal równocześnie.
- Akuku - stanęłam prawą nogą na ramieniu jednego z nich, a lewą na drugiego. Obróciłam się na linie tak że moja twarz była zaraz na przeciwko nich.
- A teraz panowie pożałujecie.
Uderzyłam ich w brzuch,a oni skulili się pod wpływem bólu. W tym czasie rozwiązałam linę, zrobiłam salto i wylądowałam na ziemi. Otarłam ręce, wyciągnęłam broń i odbiegłam dalej.
- Przepraszam. - powiedziałam po czym wystrzeliłam dwa pociski, trafiające bezbłędnie w zamierzony cel. Wybiegłam z hali.
Musiałam jeszcze w pierwszej kolejności odnaleźć Nicole i Harrego, a później resztę.
Mam nadzieję, że są cali.
Camille
Razem z Sylvią i Jessie błądziłyśmy po starych korytarzach, szukając jakichś sensownych informacji. Doszłyśmy do ogromnych drzwi, z których dobiegały jakieś krzyki. Niestety, były zamknięte.
Rozglądałyśmy się w poszukiwaniu jakiegoś innego wejścia.
- Tam jest. Kanał wentylacyjny. Sądzę, że zaprowadzi nas do tego pomieszczenia - powiedziała Sylvia.
- Trochę wysoko. Najpierw trzeba oderwać klapę. - powiedziałam.
- To która mnie podsadzi?- wtrąciła Jessie.
- Wskakuj.- powiedziałam.
Jessie szybko poradziła sobie z zadaniem i już była w kanale podczas gdy my dopiero do niego wchodziłyśmy. Szłyśmy , a właściwie czołgałyśmy się już dobre 10 minut gdy naszym oczom ukazało się rozwidlenie. Postanowiłyśmy się rozdzielić. Sylvia poczołgała się w prawo - jako była agentka ma doświadczenie, więc poszła sama - a ja i Jessie w lewo.
- Powiedz mi, dlaczego pracujecie w takiej agencji? - zapytała. - Oczywiście jeśli chcesz - dodała za chwilę.
- Widzisz, ja i Angelie zostałyśmy porwane i rzekomo już dawno "nie żyjemy". Grozili nam śmiercią naszych rodzin w zamian za nie wykonywania ich poleceń. Ale ostatnio się im sprzeciwiłyśmy, z resztą jak widzisz jesteśmy tutaj z wami.
- To co teraz się z nimi stanie?
- Nie wiem. Pragnę wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Nie jestem o tym jakoś przekonana, ale życie już mnie doświadczyło, z resztą ciebie przecież też.
- Skąd wiesz?
- Miałyśmy zapoznać się z waszymi aktami, tak że wiemy dużo o waszej przeszłości.
- Nie ocenia się książki po okładce. - stwierdziła.
- Dokładnie, ale pewnie wy i tak nas już oceniłyście. Z resztą nie dziwię się wam. Nie musicie nam wierzyć, ale mam nadzieję, że jednak nam zaufacie.
- Po części masz rację. Oceniłyśmy was, ale źle. Przecież każdy mógł znaleźć się w takiej sytuacji. Macie na prawdę dużo odwagi...
- Chciałabym cofnąć czas, żeby nie popełnić tak wielkich błędów.
- A kto by nie chciał...
- Patrz , wyjście.
Otworzyłam kanał wentylacyjny i zaraz wyskoczyłyśmy. Właściwie znalazłyśmy się na polu przed fabryką. Zobaczyłyśmy nadjeżdżający samochód i zaraz przyległyśmy do ściany.
- Czekaj sprawdzę czy już poszli.- powiedziałam.
Ku mojemu zdziwieniu samochód nadal stał. Dostrzegłam w nim znajome postacie, ale nie byłam pewna..
- Psst, Jessie, czy poznajesz te osoby w samochodzie? - zapytałam.
- Ja nie wierzę, przecież to chłopcy. Oni muszą stąd uciekać, inaczej pokrzyżują nam plany.
- No właśnie, jeśli ktokolwiek ich teraz zobaczy już po nich. Musimy do nich podejść...
Harry

Nagle po pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Był to telefon Nicole...
Jeden z dryblasów od razu brutalnie wyciągnął jej telefon ze spodni.
Hej Nicole. To ja Zayn. Razem z Louis'em, Niall'em i Liam'em. Przyjdźcie przed budynek. Jesteśmy tam. Możemy się przydać. Teraz kończę , pa.
Stres zżerał mnie tak bardzo, kiedy doszło do mnie to co właśnie wszyscy usłyszeli. Teraz zacząłem się bać jeszcze bardziej.
- O tak , bardzo się przydacie. - powiedział jeden, po czym reszta wybuchnęła głośnym śmiechem. - Zwołajcie chłopaków, niech ich załatwią. Już łatwiej chyba być nie może.
Teraz zwrócił się w naszą stronę.
- Pogratulujcie swoim przyjaciołom. Bardzo ułatwiają pracę.
Od Autorki: Nareszcie dzisiaj dodaję. Mam nadzieję, że się nie gniewacie przez tak długi czas oczekiwania. Bardzo Was za to przepraszam. Co sądzicie o tym rozdziale? W końcu akcja zaczyna się rozkręcać ^^
Tak więc mam nadzieję, że się Wam podoba. Czekam na opinie w komentarzach.